Ty moja odległa, niezapominajko leciwa...



Ogarnia mnie ostatnio dziwne uczucie. Pochłania mnie nicość. Nie żeby było to coś nieprzyjemnego. Już nawet niewiele czuję. To co jest dla mnie ważne jest poza moim zasięgiem. To co ważnym być powinno, traci jakiekolwiek znaczenie. Wykonywane przeze mnie czynności, myśli kłębiące się w mojej głowie, moje uczucia. Po prostu jakby przestają być istotne. Mimo iż nadal sprawiają mi ból. Przestają być częścią mnie. Wiem że powinnam myśleć o szkole. Myślę. Jednak nie pochłania mnie to tak jak kiedyś. Już stres nawet zdaje się być czymś obcym. Odczuwalnym, ale jakby niezrozumiałym. Długo zastanawiam się, próbując zidentyfikować gromadzące się we mnie uczucia. Jednak staje się to coraz trudniejsze. Lub inaczej - zajmuje mi to coraz więcej czasu. Tylko jednej rzeczy jestem świadoma. Czytania. Wciąż czytam. Skończyłam Murakamiego, teraz powtarzam "Zahira". Kiedy czytam, słowa z kartek odrywają się i przyklejają do powierzchni mojej podświadomości. Doskonale wiem, o czym czytam i rozpoznaje większość ukrytych znaczeń. Czasem odkrywam coś nowego. Czuję się, jakby książki były spoiwem łączącym mnie i moje człowieczeństwo. Coraz częściej śnią mi się głupie sny. Coraz częściej nawiedzają mnie niepotrzebne myśli. Coraz więcej piszę smsów, których nigdzie nie wysyłam. Może to wpływ zbyt często oglądanych anime? Może to zbyt często czytane książki? Może to zbyt rzadkie zderzenia ze światem rzeczywistym? Może to skutek zbyt często słuchanej muzyki? Niby wszystko płynie normalnie. Zmienia mi się odrobinę gust muzyczny, ludzie dokoła się zmieniają i ja wraz z nimi (przynajmniej pod względem fizycznym). Coraz częściej mówię o czym innym niż wcześniej. Czasem nawet nie rejestruje tego co mówię. Słowa same ze mnie wypływają. Znów flirtuję z Filipem i co dziwniejsze, jest dla mnie milszy i czasem mam dziwne wrażenie że mu się podoba moje zachowanie. Znów rozmawiam z mężczyzną który mógłby być moim ojcem i który jest żywo mną zainteresowany. Wszystko się zmienia. Wszystko płynie. Wszystko się rozwija. Ale... jakby to powiedzieć (a raczej napisać), w tym wszystkim nie widzę Siebie. Jakby nie było tu dla mnie miejsca. To tak jakby stworzyć ciąg liczb od -10 do 10 i nie mieć miejsca na zero. To tak jak w wykresach funkcji. Na wykresie zero jest umowne, na przecięciu osi x i y. Przynajmniej ja nie piszę tam zero. zazwyczaj się nie mieści, lub zaśmieca wykres, przez co wszystko jest mniej czytelne. Lecz mimo iż tutaj, we mnie i na około mnie, nie ma zera, nic nie zdaje się być bardziej czytelne. Wręcz przeciwnie. Wszystko zanika. Powoli. Jak powoli kapie woda z zepsutego kranu. Napełnia zapchany zlew. kap.

kap.

kap.
Powoli go zapełniając.


Pisałam tak parę lat temu... trochę dziwnie się czuję czytając to po raz kolejny. Nie ukrywam, że podoba mi się sposób, w jaki opisywałam wtedy swoje przemyślenia. Miałam do tego dryg, czyż nie?
Zastanawiam się, czy teraz widzę siebie bardziej w tym świecie niż kiedyś. Wydaje mi się że tak, chociaż wydaje się to być nie lada wyczynem. Może świadczy o tym fakt, że nawet nie bardzo się nad czymś takim zastanawiam ostatnio. Bardziej skupiam się na swoim zachowaniu, na swoim życiu - nie na tym, jak się z tym czuję. Nie wiem czy to dobrze czy źle ale postaram się trochę zaczerpnąć ze starego życia i postaram się znaleźć odpowiedź. Czy teraz żyję sobą? czy widzę siebie w życiu jakie toczę? I w końcu czy odczuwam szczęście? Szczerze mówiąc, właśnie na tym szczęściu się ostatnio skupiam. Staram się myśleć tak, bym była zadowolona z siebie i z tego co się wokół mnie dzieje. Dalej nie wiem, co mam myśleć na wiele tematów. Dalej czuję się zagubiona. Teraz tak sobie myślę, może nie słyszę kapiącej wody, bo zalało już cały pokój ponad poziom kranu? Utopię się w tym? czy wypłynę oknem?


Jest tu okno?

Kolejny raz, więcej pytań niż odpowiedzi. Ale szczerze, nie czuję się już na siłach myśleć o tym sama.
Pragnę o tym porozmawiać. W cztery oczy.


Puki mamy czym oddychać.

Ty moja odległa
Pamiątko leciwa
Z ust Twych spływa
i sączy się w przestrzeń
Pragnień więcej
i więcej ich jeszcze

Nie oddasz mi czasu
i myśli mych młodych
Wszytko utopisz
w przejrzyste dna wody

Topielcem mnie głosisz
I wołasz księżycowi
Dusisz mnie, topisz
w Świtezi toni

Płyniemy, płyniemy z Maroko...

Święta, święta... Wszystkiego najlepszego tak swoją drogą. Mokrego jajka i wesołego dyngusa.

Panie i Panowie - mój własny osobisty komputer działa! Co prawda działa tak jakby nie chciał, a musiał, ale się stara... Stara się tak, jakby chciał a nie mógł. Troszkę tylko muli jak ma za dużo włączonego wszystkiego. Dodatkowo, mili państwo, braciszek naprawił mi kartę dźwiękową i mogę słuchać muzyczki. Niestety, ten sam brat popsuł połączenie sieciowe i nie mam dostępu do najświeższej i najukochańszej muzyki...

Ogólnie to nie wiem, o czym mogłabym napisać. Z codziennych zdarzeń, to bywały ostatnio chwile piękne, a i bywało że mnie szlag trafiał. Widzę, że się zmieniłam. Szkoda że ludzie mają do mnie o to pretensje. Naprawdę trudno jest mi mówić o czymkolwiek ze mną związanym. Naprawdę trudno jest mi pozwolić sobie na łzy. Nawet gdy nie chcę, to je powstrzymuję. Czy to strach? A może siła? Nie jestem pewna.

O, pochwalę się wam Co napisałam na WOK'u. Wiąże się z tym zabawna anegdotka. Otóż, lekcja nie była fascynująca - nie oszukam was, znałam temat na pamięć a ciśnienie było niskie. Przysnęło mi się troszkę. W środku lekcji nagle się obudziłam, napisałam "to coś" i z powrotem poszłam spać. Gdy obudził mnie dzwonek na przerwę, byłam niezwykle zdziwiona że coś w ogóle naprawdę napisałam. Przekonana byłam, że mi się to przyśniło. I za cholerę nie wiedziałam o co mi chodziło jak to pisałam. Może zgadniecie?

Nie zlękniony w godzinie śmierci
czasu Ci zbraknie
by spojrzeć na się
by na mnie zerknąć
Staniesz się końcem, gdy ów nadejdzie
nie będziesz już czasem swym
ni swą osobą
Żałować nie będziesz życia
bo już twym nie będąc znaczyć nie będzie
coś myślał zawczasu

Umierasz młodzieńcze
Dziecię Ty śmierci zaczynasz w końcu
rozumieć istnienie
jego brak rozumieć
ach, wolność Cię pieści
ach, nowa kochanko!
bez Ciebie szczęście i z Tobą ono

Samotności się nie zlęknę
Bo nie ma samotności
noc to, nic ja, nic ty
To, co się zdarza poza porą wszelką
jest. Jakby było zawsze
bo i było przecież

Zasnąłeś znów synku
Nie obudziwszy się wcześniej

Teraz do mnie dociera, że to kiepskie jest i dziwaczne. Ale w dziwnych też okolicznościach powstało. Powiedzmy że poczęłam dziecko autystyczne.

Bo musi być źle zanim będzie dobrze.



Domyślam, się, że raczej nie stęskniliście się za reklamami piosenek pojedynczych. Ale zauroczyła mnie. Bardzo mnie ta piosenka podniosła na duchu... chociaż nie. To chyba nie tego słowa powinnam użyć. Postaram się to wytłumaczyć. Ogólnie zazwyczaj czuję się dobrze. Nawet jak łapię doła, to jakoś łatwiej jest mi to znieść. Poboli, poboli i przestanie. Słuchając tej piosenki poczułam lekkość na sercu. Może to poranek spędzony na spacerze z psem? Po prostu poczułam wewnętrzny spokój. Bardzo spodobała mi się melodia, głos wokalisty. To dla mnie nowe odkrycie, tym bardziej się z niego cieszę. Łączy się to z tą moją spokojną i melancholijną stroną. Odkrywając coś nowego, przypomniałam sobie o czymś od dawna we mnie siedzącym. Dzięki temu też czułam przyjemność z robienia zakupów. I z planowania dzisiejszego wieczoru. Mam nadzieję, że dzisiejsze spotkanie nie będzie po prostu spotkaniem. Że mimo iż będzie to w domu, będę mogła nazwać to randką.
Szczerze, mam nadzieję, że się za bardzo nie wystroiłam. I tak zaraz się pewnie z powrotem przebiorę.
Nie wierzę, znowu zachowuję się jak głupia nastolatka! To na pewno wina anime! Na ten tydzień masz szlaban, moja panno!

Tymczasem mam sobie coś do powiedzenia, i będę wdzięczna, jeżeli się pod tymi słowami podpiszecie:

Powodzenia!