Wszyscy prawdziwie wielcy ludzie lubią dawać się tyranizować słabej istocie.

Dzisiaj piszę krótko, bo dzisiaj znów jestem żałosną szesnastolatką. Dopadły mnie wszelkie możliwe plagi w tydzień jeden zaledwie i podłamałam się. Ugięłam, padłam i nie chcę powstać. Po prostu nie chcę. Nie mam siły i nie chcę sił mieć. Tak jak przez chwilę dziś tryskałam szczerą radością, tak teraz przytłaczają mnie cienie przeszłości i co gorsza- dni dzisiejszych. Nie robię postępów w rysunkach. Nie mogę znaleźć pracy. Nie mam motywacji do nauki. Nawet nic nie znaczące impulsy elektryczne, dwuimienne, internetowe tylko, nie chcą mnie. W jakimkolwiek sensie. To takie słabe i ułomne, tak dać się oddać nieszczęściu, walcząc jedynie o prawo do łez i zastoju w gardle. Tak. Ten specyficzny bój, towarzyszący łkaniu. Taki pospolity i prostacki. Cieknący nos, ledwie łapany oddech, gorąc oczu i ból w piersi. Marność nad marności i wszystko marność.



"I jedno wiemy tylko. I nic się nie zmienia. Śmierć chroni od miłości, a miłość od śmierci."



O śmierci Lechońska, przyjdź do mnie. Przyjdź i mnie ukoi, bo miłość mnie goni. Goni mnie, lecz nie ma twarzy. Woła do mnie "Tyś właśnie! Tyś mnie porzuciła! Tyś oduczyła się mnie! Tyś się wyrzekła mej mocy na rzecz obłędu i obsesji" Tak mnie dogania i tak mnie chwyta "W chorobę popadłaś, zatopiłaś w niej swe serce. Płaczesz za mną, bo wiesz, że mnie nie chcesz". Tak do mnie biegnie i tak mnie upomina. Więc śmierci łaskawa. Ukoi mnie choć na chwilkę.


Cóż ja jestem? Liść tylko, liść, co z drzewa leci.

Com czynił – wszystko było pisane na wodzie.

Liść jestem, co spadł z drzewa w dalekim ogrodzie,

Wiatr niesie go aleją, w której księżyc świeci.


Dziękuję Rinhime. Naprawdę.
Obiecuję, że mi przejdzie. I że nie będę aż tak żałosna jak dziś.

To wszystko czego chcę



Tak długo nie odczuwałam potrzeby pisania o sobie, czy też o tym, co się wokół mnie dzieje. Czuję niejaką pustkę w mojej codzienności. Nie jest to coś szczególnie uciążliwego, nie pozwalającego normalnie funkcjonować jednak... niepokoi mnie trochę. Może rzeczywiście powinnam się z kimś zaprzyjaźnić? Tak na nowo, od początku, tak poważnie? A może jednak nie jest mi to wcale potrzebne? Nie chciałabym robić problemu ludziom. Wiem że potrafię dość zdrowo namieszać. Może lepiej będzie się wyciszyć, uspokoić, pozwolić sobie po prostu tak żyć i ignorować tę małą cześć? Ostatnio robię rzeczy, których żałuję, albo które sprawiają, że czuję się ze sobą nieswojo.Cóż, nie sądzę żeby było to coś złego, jednak obawiam się, że robię to z nudów lub z braku pewnych emocji w moim obecnym życiu. Stymuluję mój świat do dostarczania mi silnych przeżyć... tak, to chyba jednak jest uzależnienie. Jednak czy będę w tym sama już do końca? Podejrzewam że tak właśnie będzie, niezależnie od tego, jak bardzo będę się starać być z kimś, w jakichkolwiek relacjach. Nie to że już teraz chcę z kimś być, natychmiast, na gwałt. Nie - radzę sobie dobrze, jeśli myślę o zbliżeniu to albo są to zwykłe dla mnie fantazje o osobach nieistniejących albo jest to potwornie bolesna chęć złapania za rękę osoby, która istnieje. To trochę żałosne, tak bardzo pragnąć dotknąć czyjejś dłoni. Naprawdę niczego więcej nie chcę, chcę tylko by czyjeś palce oplotły moje. To wszystko czego chcę i wszystko czego mi brak. Czyli jednak to wszystko czego ja, nigdy nie będę mieć? Hm... może odświeżę sobie Myslovitz.


Pozostanę sama ze swą umiłowaną samotnością.
Będziemy się wspierać, pocieszać, uszczęśliwiać.
I może wkrótce dojrzejemy, by móc się ze sobą pożegnać.

Atre i trochę koloru.

Witam serdecznie. Już na samym początku, pragnę pochwalić się Wam moją wesołą twórczością. Większość z Was, została już osobiście przeze mnie poinformowana o tworzącym się opowiadaniu "Chiaki x Sumire", które możecie czytać na tej (Klik!) stronie, oraz wszelkie aktualizacje dotyczące tego projektu możecie śledzić na specjalnej grupie na facebook'u (O to tu.). Szczerze powiedziawszy, ostatnio przeżywałam mały kryzys, w związku z czym nie bardzo byłam w stanie pisać. Na szczęście niedawno wróciła wena i wciąż tworzę, dzięki czemu nie będziecie narażeni na opóźnienia w dodawaniu nowych rozdziałów.
W czasie mojego zastoju pisarskiego, stworzyłam część prologu do nowego komiksu, który możecie znaleźć na moim deviantArt'cie (Tutaj!). Planuję w najbliższym czasie narysować jeden rozdział. Nie wiem, czy będzie tego kontynuacja. Jest to luźny projekt, jednak zachęcam Was do wypowiadania się na jego temat i dzielenia się ze mną Waszymi opiniami.
Ach... dawno nic nie pisałam na blogu. Trochę wyszłam z wprawy, teraz też piszę motywowana pewnym filmikiem, który chciałabym Wam pokazać. Jest to AMV (AMV?) zrobione ze scen z Durarara! z podkładem muzycznym TheBandWithNoName - Misfit. Zapraszam do obejrzenia całości:

Normalnie bardzo rzadko słucham tego typu muzyki, ale w tym utworze się zakochałam. Rytmiczna, łatwo wpadająca w ucho, zalatująca na kilometr świeżością i pogodą ducha. Także sama animacja zrobiła na mnie duże wrażenie.

Mushishi i The Sky Crawlers

Wiem. Tęskniliście. Nie musicie pisać. Czuję to w lędźwiach. Czuję się przeszczęśliwą osobą – Wakacje spędzam na graniu w StepManię, oglądaniu Anime, Czytaniu Mang i ogólnym no-lifieniu się. Tak mi z tym dobrze… Naprawdę lubię być sama ze sobą. Zwłaszcza że coraz śmielej myślę o założeniu własnego interesu – to by było coś. Jednak nie będę zdradzać szczegółów – jeszcze mi ukradniecie pomysł! To by było niewybaczalne. Nie przedłużając wstępu, w którym jak zwykle nie zbliżam się jakkolwiek do głównego tematu, przybliżę Wam parę tytułów, które mam już za sobą.


Mushishi
Anime o niezwykłym klimacie i porywającej Historii. Seria licząca sobie 26 odcinków (każdy po 24 minuty).  Na piątym Tokyo Anime Award konkursie na Tokyo International Anime  Fair, który odbył się 25 marca 2006, seria ta wygrała główna nagrodę w kategorii najlepszych seriali telewizyjnych i reżyserii artystycznej (dla Takashi Waki). Trudno wybrać najmocniejszą stronę tej serii, gdyż tak naprawdę muzyka, fabuła jak i oprawa graficzna są na tak samo wysokim poziomie. Co prawda, nie jest to tytuł dla każdego. Anime jest bardzo spokojne – nie uświadczycie tu scen walki czy zaskakujących zwrotów akcji, bo i nie o to tu chodzi. Głównym celem Anime jest zachwycać głębią – historią, symboliką i pięknem obrazu.
Gdzieś w nieznanym świecie obok ludzi i zwierząt żyją istoty zwane mushi. Tylko nieliczni są świadomi ich istnienia. Wędrowiec o imieniu Ginko jest badaczem tych stworzeń. W swojej podróży będzie musiał, oprócz zrozumienia mushi, znaleźć także zrozumienie ludzkiej natury...”

The Sky Crawlers
Animacja pełnometrażowa licząca sobie 122 minuty. Co mnie skłoniło do obejrzenia tego tytułu? Otóż na pewnej stronie znalazłam, całkowicie przypadkowo, screen’y z tego filmu. Co najciekawsze, przedstawiały one moje ukochane miasto – Warszawę. Po takiej niespodziance miłej grzechem byłoby nie obejrzeć tego filmu. Krótko mówiąc, bardzo się cieszę że sięgnęłam po ten tytuł. Sposób ukazania walk powietrznych jest rewelacyjny i zapiera dech w piersiach. Oglądałam z niemym okrzykiem „łaaał” na ustach i opuszczoną szczęką. Naprawdę. Poza tym uważam za rewelacyjną ścieżkę dźwiękową, nie mówiąc już o rewelacyjnej animacji. Przyjemne Anime dla oczu i dla ucha – czy tak samo pozytywnie zadziałała na mnie zwarta w nim historia? Opowieść o wiecznie młodych pilotach zamknięta została w kameralnej historii, w której obok emocjonalnego suspensu i religijnej otoczki reżyser przemyca swój społeczny manifest. Jestem nim całkowicie oczarowana i poruszona.

Sun will rise Close your eyes...

Świat powariował. Widocznie ktoś podmienił mu standardową dawkę leków i podał jakieś kiepskiej jakości narkotyki. Mam za sobą nie lada przygodę. Pojechałam do miasta, gdzie są sami piękni ludzie, gdzie Ci sami odchodzą od zmysłów i wariują. Prawdziwy raj dla szaleńców i miłośników autodestrukcji. W dzień piękni idą ulicami w noc piękni rzygają po krzakach. A myślałam że to u mnie panuje syf i malaria. To naprawdę dziwne, patrzeć na tak piękne miasto i przechodzić obok ludzi z pustką w oczach. W Warszawie mamy na pęczki Wokulskich - zapracowanych i zdołowanych. W Krakowie kurwa Werter na Werterze! Nie rozumiem... znaczy, rozumiem, ale pojąć nie mogę. Może po prostu już ja mam takiego pecha do ludzi. Czy to że cierpiałam na depresje jakoś przyciąga do mnie uczuciowych nieudaczników? Dlaczego jak znajdę sobie kogoś, akurat dla siebie, z kim może będę się czuć dobrze, to i tak nic z tego nie wychodzi? To zastanawiające i nie ukrywam, że trochę przykre. Odczuwam na ten temat lekkie... rozczarowanie? Niepokój?
W dodatku zgubiłam książkę. Pół biedy, gdyby była moja... ale nie była. To głupie że tak mała rzecz potrafi człowieka dobić. Naprawdę głupiutkie.

Zakochałam się znów. Moja nowa miłość to Step Mania. Gdy Acree po raz pierwszy pokazała mi matę, nie mogłam się tym nacieszyć. Za 10 dni równiutko będę mogła sobie pozwolić na kupno tego cudeńka. Ale będzie jazda. Może schudnę przy okazji w końcu. No i dzięki temu znów wracam do piosenek z anime. będę weselsza, wiem to. Już wcześniej tak to na mnie działało.



Podsumowując, jeżeli chcecie jechać na wakacje - pieprzcie Kraków. Zapierdalajcie do Wielunia.
Projektu "Kraków" nie będzie. Pogoda nie dopisała, i osoba od której byłam zależna. W sobotę prawdopodobnie nagrywamy projekty mottowe.


One moment gone, only twenty more days.

Witam Państwa bardzo serdecznie. Dzisiaj więcej będzie o mnie, niż o mojej wesołej twórczości. Bardzo pomalutku, zaczyna się wszytko układać. Z dnia na dzień jestem coraz spokojniejsza - a to dzięki jednej, bardzo ważnej dla mnie osobie. Naprawdę, dzięki tej wesołej duszyczce jakoś mi raźniej na tym świecie. Czuję, jakby zdjął ze mnie wielki ciężar. I nie wiem, czy sprawił to swoją obecnością, miłą rozmową, czy szczerym wyznaniem. W sumie nieistotne - jednak czuję, że nam obojgu jest teraz lepiej. Nie mam już zbyt wielu znienawidzonych myśli. W sumie dzisiaj niewiele myślałam. Teraz pozostało we mnie tylko oczekiwanie na podróż.
Przez najbliższe dni będę raczej ciężka w kontaktach. Wyjeżdżam i nie wiem, kiedy wrócę (serio nie wiem, planuję tydzień ale prawie na 100% się to przedłuży). Mam nadzieję, że niewiele się przez ten czas będzie dziać w świecie "cyber" (O nie! przegapię odcinki lekko stronniczych!). Będę raz na jakiś czas zaglądać. I postaram się w miarę możliwości uruchomić Twittera.
Zgodnie z obietnicą mam zamiar zabrać się teraz za projekt "Kraków". Projekty "szewc" i "wrony" będą kontynuowane po moim powrocie.
Jeżeli macie jakieś pytania do mnie, cześć zna mój numer telefonu, resztę proszę o kontakt na Facebook'u - tam jestem najczęściej i jest największe prawdopodobieństwo że odpiszę (dodaję wszystkich do znajomych).
Dziękuję serdecznie wszystkim za okazaną mi życzliwość. Dziękuje za wszystkie życzenia urodzinowe. Pozdrawiam także ciepło Olę i Paulinkę - dzięki dziewczynki za wspólnie spędzony weekend. Wiem, trochę późno, ale jestem Wam wdzięczna za wspólny czas. Pozdrawiam was serdecznie i obiecuję informować o wszelkich nowościach dotyczących projektów oraz nowych filmików na QukuCzanel.

Praga Warszawska w minutę i pół

Postanowiłam, że bez reszty oddam się projektom animacji fotograficznej. Temu też teraz będzie głównie poświęcony mój blog. Ale nie martwcie się, moje pseudo - filozoficzne wypociny będą także - jednak przeplatane czymś konstruktywniejszym. Tymczasem zamieszczam Wam filmik i zachęcam do oceniania, komentowania, sugerowania, subskrybowania, polecania, lubienia tego, reklamowania gdzie się da!


Miłego oglądania!

Panieneczka


Panieneczko niezgrabna laleczko
Za uśmiechnięte twe lico i udane położnictwo
mały świat, światek maleńki
Mógłby zejść z obłoków i wskoczyć do butelki
Miła ma, moja malusieńka
Jak nie powiesz mamie to dostaniesz cukierka
Moja Ty, milutka, cwaniutka
Jak powiesz Tatusiowi twa historia będzie krótka


I nic, co opowiesz swoim lalkom
Nie będzie kłamstwem i scenariuszem zabawkom
I nic, co wyszczerą twe usteczka
Nie poruszy nikim jak wiatr kukiełeczką


Cicho sza, cicho sza
Szepcze w Twojej głowie moje zbreźme sza la la
Cicho sza, cicho sza


Nawet jak się umyjesz to tak jak ja będziesz brudna
Zawsze będziesz dla siebie trudna
Nie będziesz już nigdy sobie obłudna
Sprawa prosto rozwiązana choć z pozoru była trudna


Nic nie stało się
Nic się takiego nie wydarzyło
Co się miało spalić doszczętnie się skopciło
Nic nie stało się
I nikt nie będzie pamiętał
Małej dziewczynki z najwyższego piętra

Ty moja odległa, niezapominajko leciwa...



Ogarnia mnie ostatnio dziwne uczucie. Pochłania mnie nicość. Nie żeby było to coś nieprzyjemnego. Już nawet niewiele czuję. To co jest dla mnie ważne jest poza moim zasięgiem. To co ważnym być powinno, traci jakiekolwiek znaczenie. Wykonywane przeze mnie czynności, myśli kłębiące się w mojej głowie, moje uczucia. Po prostu jakby przestają być istotne. Mimo iż nadal sprawiają mi ból. Przestają być częścią mnie. Wiem że powinnam myśleć o szkole. Myślę. Jednak nie pochłania mnie to tak jak kiedyś. Już stres nawet zdaje się być czymś obcym. Odczuwalnym, ale jakby niezrozumiałym. Długo zastanawiam się, próbując zidentyfikować gromadzące się we mnie uczucia. Jednak staje się to coraz trudniejsze. Lub inaczej - zajmuje mi to coraz więcej czasu. Tylko jednej rzeczy jestem świadoma. Czytania. Wciąż czytam. Skończyłam Murakamiego, teraz powtarzam "Zahira". Kiedy czytam, słowa z kartek odrywają się i przyklejają do powierzchni mojej podświadomości. Doskonale wiem, o czym czytam i rozpoznaje większość ukrytych znaczeń. Czasem odkrywam coś nowego. Czuję się, jakby książki były spoiwem łączącym mnie i moje człowieczeństwo. Coraz częściej śnią mi się głupie sny. Coraz częściej nawiedzają mnie niepotrzebne myśli. Coraz więcej piszę smsów, których nigdzie nie wysyłam. Może to wpływ zbyt często oglądanych anime? Może to zbyt często czytane książki? Może to zbyt rzadkie zderzenia ze światem rzeczywistym? Może to skutek zbyt często słuchanej muzyki? Niby wszystko płynie normalnie. Zmienia mi się odrobinę gust muzyczny, ludzie dokoła się zmieniają i ja wraz z nimi (przynajmniej pod względem fizycznym). Coraz częściej mówię o czym innym niż wcześniej. Czasem nawet nie rejestruje tego co mówię. Słowa same ze mnie wypływają. Znów flirtuję z Filipem i co dziwniejsze, jest dla mnie milszy i czasem mam dziwne wrażenie że mu się podoba moje zachowanie. Znów rozmawiam z mężczyzną który mógłby być moim ojcem i który jest żywo mną zainteresowany. Wszystko się zmienia. Wszystko płynie. Wszystko się rozwija. Ale... jakby to powiedzieć (a raczej napisać), w tym wszystkim nie widzę Siebie. Jakby nie było tu dla mnie miejsca. To tak jakby stworzyć ciąg liczb od -10 do 10 i nie mieć miejsca na zero. To tak jak w wykresach funkcji. Na wykresie zero jest umowne, na przecięciu osi x i y. Przynajmniej ja nie piszę tam zero. zazwyczaj się nie mieści, lub zaśmieca wykres, przez co wszystko jest mniej czytelne. Lecz mimo iż tutaj, we mnie i na około mnie, nie ma zera, nic nie zdaje się być bardziej czytelne. Wręcz przeciwnie. Wszystko zanika. Powoli. Jak powoli kapie woda z zepsutego kranu. Napełnia zapchany zlew. kap.

kap.

kap.
Powoli go zapełniając.


Pisałam tak parę lat temu... trochę dziwnie się czuję czytając to po raz kolejny. Nie ukrywam, że podoba mi się sposób, w jaki opisywałam wtedy swoje przemyślenia. Miałam do tego dryg, czyż nie?
Zastanawiam się, czy teraz widzę siebie bardziej w tym świecie niż kiedyś. Wydaje mi się że tak, chociaż wydaje się to być nie lada wyczynem. Może świadczy o tym fakt, że nawet nie bardzo się nad czymś takim zastanawiam ostatnio. Bardziej skupiam się na swoim zachowaniu, na swoim życiu - nie na tym, jak się z tym czuję. Nie wiem czy to dobrze czy źle ale postaram się trochę zaczerpnąć ze starego życia i postaram się znaleźć odpowiedź. Czy teraz żyję sobą? czy widzę siebie w życiu jakie toczę? I w końcu czy odczuwam szczęście? Szczerze mówiąc, właśnie na tym szczęściu się ostatnio skupiam. Staram się myśleć tak, bym była zadowolona z siebie i z tego co się wokół mnie dzieje. Dalej nie wiem, co mam myśleć na wiele tematów. Dalej czuję się zagubiona. Teraz tak sobie myślę, może nie słyszę kapiącej wody, bo zalało już cały pokój ponad poziom kranu? Utopię się w tym? czy wypłynę oknem?


Jest tu okno?

Kolejny raz, więcej pytań niż odpowiedzi. Ale szczerze, nie czuję się już na siłach myśleć o tym sama.
Pragnę o tym porozmawiać. W cztery oczy.


Puki mamy czym oddychać.

Ty moja odległa
Pamiątko leciwa
Z ust Twych spływa
i sączy się w przestrzeń
Pragnień więcej
i więcej ich jeszcze

Nie oddasz mi czasu
i myśli mych młodych
Wszytko utopisz
w przejrzyste dna wody

Topielcem mnie głosisz
I wołasz księżycowi
Dusisz mnie, topisz
w Świtezi toni

Płyniemy, płyniemy z Maroko...

Święta, święta... Wszystkiego najlepszego tak swoją drogą. Mokrego jajka i wesołego dyngusa.

Panie i Panowie - mój własny osobisty komputer działa! Co prawda działa tak jakby nie chciał, a musiał, ale się stara... Stara się tak, jakby chciał a nie mógł. Troszkę tylko muli jak ma za dużo włączonego wszystkiego. Dodatkowo, mili państwo, braciszek naprawił mi kartę dźwiękową i mogę słuchać muzyczki. Niestety, ten sam brat popsuł połączenie sieciowe i nie mam dostępu do najświeższej i najukochańszej muzyki...

Ogólnie to nie wiem, o czym mogłabym napisać. Z codziennych zdarzeń, to bywały ostatnio chwile piękne, a i bywało że mnie szlag trafiał. Widzę, że się zmieniłam. Szkoda że ludzie mają do mnie o to pretensje. Naprawdę trudno jest mi mówić o czymkolwiek ze mną związanym. Naprawdę trudno jest mi pozwolić sobie na łzy. Nawet gdy nie chcę, to je powstrzymuję. Czy to strach? A może siła? Nie jestem pewna.

O, pochwalę się wam Co napisałam na WOK'u. Wiąże się z tym zabawna anegdotka. Otóż, lekcja nie była fascynująca - nie oszukam was, znałam temat na pamięć a ciśnienie było niskie. Przysnęło mi się troszkę. W środku lekcji nagle się obudziłam, napisałam "to coś" i z powrotem poszłam spać. Gdy obudził mnie dzwonek na przerwę, byłam niezwykle zdziwiona że coś w ogóle naprawdę napisałam. Przekonana byłam, że mi się to przyśniło. I za cholerę nie wiedziałam o co mi chodziło jak to pisałam. Może zgadniecie?

Nie zlękniony w godzinie śmierci
czasu Ci zbraknie
by spojrzeć na się
by na mnie zerknąć
Staniesz się końcem, gdy ów nadejdzie
nie będziesz już czasem swym
ni swą osobą
Żałować nie będziesz życia
bo już twym nie będąc znaczyć nie będzie
coś myślał zawczasu

Umierasz młodzieńcze
Dziecię Ty śmierci zaczynasz w końcu
rozumieć istnienie
jego brak rozumieć
ach, wolność Cię pieści
ach, nowa kochanko!
bez Ciebie szczęście i z Tobą ono

Samotności się nie zlęknę
Bo nie ma samotności
noc to, nic ja, nic ty
To, co się zdarza poza porą wszelką
jest. Jakby było zawsze
bo i było przecież

Zasnąłeś znów synku
Nie obudziwszy się wcześniej

Teraz do mnie dociera, że to kiepskie jest i dziwaczne. Ale w dziwnych też okolicznościach powstało. Powiedzmy że poczęłam dziecko autystyczne.

Bo musi być źle zanim będzie dobrze.



Domyślam, się, że raczej nie stęskniliście się za reklamami piosenek pojedynczych. Ale zauroczyła mnie. Bardzo mnie ta piosenka podniosła na duchu... chociaż nie. To chyba nie tego słowa powinnam użyć. Postaram się to wytłumaczyć. Ogólnie zazwyczaj czuję się dobrze. Nawet jak łapię doła, to jakoś łatwiej jest mi to znieść. Poboli, poboli i przestanie. Słuchając tej piosenki poczułam lekkość na sercu. Może to poranek spędzony na spacerze z psem? Po prostu poczułam wewnętrzny spokój. Bardzo spodobała mi się melodia, głos wokalisty. To dla mnie nowe odkrycie, tym bardziej się z niego cieszę. Łączy się to z tą moją spokojną i melancholijną stroną. Odkrywając coś nowego, przypomniałam sobie o czymś od dawna we mnie siedzącym. Dzięki temu też czułam przyjemność z robienia zakupów. I z planowania dzisiejszego wieczoru. Mam nadzieję, że dzisiejsze spotkanie nie będzie po prostu spotkaniem. Że mimo iż będzie to w domu, będę mogła nazwać to randką.
Szczerze, mam nadzieję, że się za bardzo nie wystroiłam. I tak zaraz się pewnie z powrotem przebiorę.
Nie wierzę, znowu zachowuję się jak głupia nastolatka! To na pewno wina anime! Na ten tydzień masz szlaban, moja panno!

Tymczasem mam sobie coś do powiedzenia, i będę wdzięczna, jeżeli się pod tymi słowami podpiszecie:

Powodzenia!

Nad domem przysiadła tęcza na nieba niebieskiej gałęzi

Jak pewnie łatwo zauważyć... Coś się zmieniło. Tak... Już teraz widać że coś się we mnie dzieje.Już tłumaczę co.
Chcę zrozumieć siebie. Chcę zrozumieć, co dzieje się wokół mnie. Chce poznać źródła swych lęków i pragnień. Chcę odszukać w sobie samą siebie i chcę się poznać. Zaakceptować. Pewnie wyjdzie mi zupełnie co innego ni Ktoś ma na myśli, czytając to (choć pewnie nie przeczyta, ale to bez znaczenia), ale ważne by w końcu dać się ponieść. Co mnie do tego popchnęło? Nie mam pojęcia. Może to że zrobiłam w końcu kamieniczkę i zboczyłam że jestem w stanie stworzyć coś dobrego, pięknego i wartościowego? Może to że ktos zobaczył we mnie kogoś mogącego osignć niewyobralnie dużo jeżeli tylko złapie los za nogi? A może że mam kogoś z którym nie boję się być i czyich myśli się nie boję. Właściwie, to nie boję się co będzie, bo jeżeli coś będzie nie tak, to przecież mi o tym powie. Przecież będę wiedziała. Więc po co się bać? Będę się bać, gdy zacznie być źle. Nie teraz jak jest dobrze. Nie tego. Tego bać się nie będę.

A czego się boję? Wszystkiego. Jestem niestety z tych ludzi, którzy boją się całe życie a strach ten ich paraliżuje. Muszę otworzyć oczy. Zobaczyć, czego się boję. Nigdy nie uciekałam od prawdy. Od cudzej. Zawsze od własnej. Przyjmowałam prawdę o świecie i ludziach a nie byłam w stanie nawet myśleć o prawdzie we mnie.
Dlatego pewnie moje postrzeganie świata jest tak niedoskonałe. A jeżeli jest niedoskonałe to jest całkowicie błędne i uniemożliwiające funkcjonowanie.

Więc muszę zobaczyć.
Obym się odważyła.


Zdradzę wam sekret.
Szczęście ma smak herbaty i czosnku.